niedziela, 27 września 2015

Dzien 47

Najbardziej puste sa wieczory.
Dookola panuje cisza, domownicy spia lub w ciszy zajmuja sie soba. Brak jakiejkolwiek aktywnosci ze strony znajomych- u nich teraz jest srodek nocy i spia.
A ja wlasnie teraz ukladam mysli, teraz potrzebuje komus o tym wszystkim powiedziec, teraz nie wiem, co mam robic. Teraz.
Nie moge spac, jeszcze nie teraz. Za duzo sie stalo, za duzo sie nie wydarzylo, glowa jest pelna mysli.
Sa takie chwile, gdy chce, zeby to sie juz skonczylo. Nie dlatego, ze jest mi tu zle, raczej dlatego, ze bedzie prosciej.
Wdech-wydech, mijaja kolejne sekundy. Nic sie nie dzieje, nic sie nie zmienia. Czy tak wlasnie wyglada wiecznosc?

sobota, 26 września 2015

Dzien 46

Szukam swojego miejsca.
Tak ogolnie, zyciowo, uczuciowo, myslowo.
Podobno pisanie w internecie, takie prywatne pisanie, to jakas tam glupota, ale ja potrzebuje sie wypisac i wygadac. Pisanie w zeszycie jest fajne, ale pozostaje moje. A ja potrzebuje miec chociaz iluzje, ze mowie, pisze, do kogos, ze ktos tego po prostu slucha.
Zapomnialam o tym miejscu. Mialo byc codziennie cos wiecej, miala byc codziennie strona, mialo byc 365 dni. Nie wyszlo. Tylko czy to cos zmienia? Moze jest to poczucie, ze jak zwykle chcialam cos zrobic i nic nie wyszlo. Moze troche zaluje, bo mialabym szanse teraz to czytac. I wciaz pisac.
Ale z drugiej strony ten rok nie byl przelomowy. W moim poczuciu. Patrzac na moje CV mozna odniesc inne wrazenie, ale... To tylko nic nie znaczace litery, ja sie nie zmienilam, we mnie nic sie nie zmienilo.
Wrocilam tu, bo nie mam swojego miejsca. Jestem jak kartka papieru, ktora w jednej chwili ktos sklada w samolot i rzuca do kogos innego, by ten ktos zmienil ksztalt w lodke i pozwolil by plynela woda do kolejnego kogos, kto zrobi jeszcze cos innego. Nigdzie nie naleze, nigdzie nie mam tak naprawde swojego miejsca i czasu. Jestem 6390 kilometrow od miejsca, w ktorym bylam rok temu. Nie mam w zasadzie nic. Nawet nie mam swojego komputera, wiec nie ma tu polskich znakow. Dobrze, ze raczej nikt tu nie trafi. Tesknie za ludzmi, ktorych zostawilam. Nawet nie za wszystkimi, za kilkoma osobami. Nie tesknie za bardzo za zyciem, ktore tam mialam, moze tylko za kilkoma aspektami i momentami. Bo tak naprawde nie zostawilam niczego wielkiego. Nie bylam nikim wielkim. Nie rzucilam swojego zycia by zaczac jakies nowe, raczej wyszlam z niczego by w koncu cos znalezc. Niczego tak nie pragne, jak odnalezc siebie i swoje zycie.
W pewnym momencie nadchodzi ta chwila, gdy dostrzegasz ze wszyscy maja zycie. Daza do czegos, wiedza czego chca, jakos widza swoja przyszlosc. A Ty nie. A ja nie. Szukam swojej przyszlosci i codziennie wymyslam inna. Nie ma miejsca, do ktorego bym pasowala. Nie ma miejsca, w ktorym bym chciala byc. A jesli takie nawet znajde, to nie moge w nim byc, bo sie nie nadaje. Albo zwyczajnie nie potrafie.
To jest tak zle wymyslone, ze czesto nasze dziecinstwo warunkuje nasze dorosle zycie. Dlaczego? Dopiero teraz jestem dorosla i patrze na swoje zycie przyszlosciowo. Dopiero teraz umiem stwierdzic, ze chce byc muzykiem albo lekarzem. 15 lat temu tego nie wiedzialam, 15 lat temu interesowaly mnie jeszcze moje lalki. A teraz na wiele wyborow jest juz za pozno.
To dziwne uczucie, zostawic to co bylo. Bo nawet, jesli nie zostawilam nic wielkiego, to to bylo cos, co mnie okreslalo, co wypelnialo moj czas, co cos znaczylo i stanowilo. A teraz tego nie ma. Teraz musze budowac wszystko na nowo. Kazdego dnia tworze moje wiecej, starajac sie zyc.
Mam prawie 22 lata i nie widze swojego zycia. Chcialabym, zeby ktos przyszedl, powiedzial co powinnam robic i zebym sie w tym odnalazla. Bo sama nie umiem znalezc tego zycia.