poniedziałek, 12 stycznia 2015

/Dzień 12./

Jeśli kiedyś postanowicie zrobić coś podobnego do tego, co ja właśnie nieudolnie staram się zrobić- nie zaczynajcie w czasie sesji. Poważnie, to najgorszy czas żeby zaczynać.

Mój czas ostatnio dzieli się na czas nauki i czas leżenia na podłodze, gdy nie mam na nic siły, i tak się całkiem mocno zdziwiłam gdy usłyszałam nagle wieczorem pytanie „Jest już strona?”. No bo podłoga taka wygodna, sen tak blisko, a tu pytanie o jakąś stronę. Chwilę mi zajęło uświadomienie sobie o co właściwie chodzi, toteż już jestem i piszę. Bo, przyznaję, zapomniałam.

Skłamałabym też mówiąc, że dzisiejsze więcej wynikało tylko z tego, że postanowiłam zrobić coś dla siebie, douczyć  się, trochę rozwinąć i w ogóle być lepszą. No nie, dzisiejsze więcej jest powiązane z większą całością która powstaje, ale mimo to postanowiłam że znajdzie się tutaj. Bo czasami robimy coś w jakimś celu, ale osiągamy przy tym o wiele większe korzyści niż sądziliśmy. Jak ja dzisiaj.

Potrzebowałam nauczyć się kilku wyrażeń w języku migowym. Jak już wspomniałam, cel jest większy niż sama nauka, kiedyś o nim pewnie napiszę. Tak czy inaczej- przeszukałam Google w poszukiwaniu jakiegoś prostego objaśnienia, bez alfabetu, liczb i tego wszystkiego, bo nie dość ze nie potrzebuję, to jeszcze fizycznie nie jestem w stanie większości najprostszych znaków wykonać. Nie ważne. Chodzi o to, że ten język jest niesamowity. Tak bardzo dosłowny, pokazujący całą prawdę, to co czasami ciężko jest pojąć, może przyznać. Najbardziej chyba dotknął mnie gest wyrażający słowo „alimenty”  bo wygląda niemal jak kołysanie dziecka. Tyle że ręce nie kołyszą się w jedną stronę a w dwie różne. Trochę jakby trzymać dziecko i wypuścić je z rąk. Może specjalnie, może tylko dlatego że ktoś nie potrafi. Nie zostawić, porzucić, nie chcieć i teraz płacić. Nie, nie, jak kołysać i wpuścić. Kołysać i upuścić.

Gest wyrażający „kocham cię” wygląda jak przytulenie drugiej osoby, a późnij wskazanie na nią. No bo… czym właściwie jest miłość? Bez rozdrabniania się na agape, caritas, eros i wszystkie kolejne. Tak najprościej jak potrafimy to zrozumieć. Dla mnie miłość jest pragnieniem obecności drugiej osoby, fizycznie, emocjonalnie, psychicznie. Jej bliskości. Jest tyle rodzajów miłości, ale żaden z nich nie obejdzie się bez bliskości. Nawet jeśli wyjadę, nie będę mogła być tak blisko ważnych dla mnie osób to nie wyobrażam sobie nie być z nimi blisko w kontakcie, rozmowie. Bo ich kocham i zależy mi na nich. Bo chcę ich przytulić, nawet jeśli nie jest to możliwe. Mała prywata, ale w sumie czemu nie. W takiej chwili mojego życia, gdy byłam tak mocno samotna jak nigdy wcześniej czy później, nie myślałam o niczym innym jak tylko o tym, że chciałabym przytulić się do mojej mamy. Nie dlatego, że byłam małym dzieckiem, ale dlatego że jest dla mnie tą osobą, która zawsze mnie kocha, cokolwiek się stanie. Ta gwarancja miłości oznaczała dla mnie, że na pewno mogę ją przytulić i znaleźć tam ratunek.

Ambicję wyraża się poprzez przesuniecie otwartej dłoni w górę i zaciśnięcie jej w pięść. Tego właśnie chce człowiek ambitny. Złapania wysokich celów. Gest oznaczający aborcję wygląda jak złapanie, wyrwanie. Dosłownie, bez owijania w bawełnę. Amen to złożenie ze sobą dwóch otwartych dłoni. Tak prosto, żadnych udziwnień.


Mam wrażenie, że często mówiąc zbyt utrudniamy sobie życie. Krążymy, plączemy, chcemy coś powiedzieć ale nie do końca, bo się zwyczajnie boimy. A może wcale nie warto. Może jednak prostota jest najpiękniejsza i najlepsza. 

Moje poznanie kilku wyrażeń w języku migowym skończyło się przeszukiwaniem internetu w poszukiwaniu kolejnych prawd, a nie doszłam jeszcze nawet do litery B. Ta noc będzie długa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz