środa, 21 stycznia 2015

/Dzień 21./

Przychodzi taka chwila, kiedy właściwie nie bardzo wiadomo co dalej. Bo niby można w to brnąć, niby można udawać, niby można się łudzić, ale jednak jest jeszcze coś takiego jak szara rzeczywistość. No właśnie, szara, zwykła i zazwyczaj nie wiele zmieniona względem tego, co było wcześniej.

Prawda jest taka, ze Jedna strona przekształca się w coś całkowicie innego, niż miało to być w zamiarze. A ja nie bardzo wiem czy w to brnąć. Bo właściwie- po co? Wszystko to powstało dla mnie samej, żeby sobie udowodnić, że coś robię, jakoś się rozwijam, że nie marnuję dnia po dniu. Później się okazało, ze niektórym chce się to czytać, czasami się dopominają gdy jest zwłoka. A do tego doszła, wspomniana już wcześniej, rzeczywistość. Bywają takie dni, takie na przykład środy jak ta, kiedy wychodzę z domu gdy dopiero świta i wracam gdy już dawno jest ciemno. Nie mam siły i ochoty na nic. A już szczególnie na nic, co miałabym przeprowadzić od początku do końca.

Włączyłam dziś worda z zamiarem napisania, że właściwie to bez sensu i że skoro zupełnie odbiegłam od tego, co miało być to po co w to dalej brnąć. Trochę słabo, że nawet miesiąca się nie udało wytrwać, no ale trudno, porażki też trzeba umieć ponosić. Tyle że… No właśnie. Przejrzałam kilka stron i uświadomiłam sobie, ze może nie zawsze chodzi o to, żeby coś samej sobie udowadniać. Może też nie zawsze chodzi o to, żeby było jakieś więcej, lepiej, żeby się wybijać i nie wiem co jeszcze. Czasami, tak zwyczajnie, wystarczy być.

A jestem tu przede wszystkim dla siebie. Z całym moim szacunkiem dla was, z całą sympatią i radością, jaką was darzę. Mimo tego, że dużą część mojego życia z wami dzielę, to jednak przeżywam je w znacznej przewadze po prostu sama ze sobą. Sama ze swoimi myślami, planami, pomysłami, które, choć naiwnie chciałoby się wierzyć ze wcale nie, są ulotne. Myślałam nad tym, żeby całość przenieść na papier, do jednego z kilkunastu zeszytów, które trzymam w szafkach, w oczekiwaniu na napływ weny czy czegoś innego. Ale skoro zaczęłam tu, są osoby które pytają, a też nie ukrywam że w jakiś sposób cieszy mnie gdy widzę ilość osób wchodzących na bloga.

Dlatego zostanę, nadrobię, potowarzyszę wam tu do końca roku, albo może raczej wy będziecie towarzyszyli mi. Pewnie nie raz, wbrew pierwotnym założeniom, zbliżę się do formy pamiętnikowej, ale trudno. Tak, to internet, tak każdy może tu wejść i generalnie trochę kicha, ale nikt nikogo do czytania nie zmusza, wszystko w wolności i będzie mi bardzo miło, jeśli zostaniecie ze mną jeszcze trochę.


Yo!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz